czwartek, 31 października 2013

10. "Nie POTRAFISZ mnie zabić."


Zniknęła. Może już nie wrócić. Dlaczego pozwoliłem, żeby Greyback ją zabrał? Chyba faktycznie nic nie umiem zrobić porządnie. 
- Sebastianie, ty pójdziesz na mugolski plac zabaw, ten obok głównej ulicy - mówi spokojnie Snape. Chyba tylko on tutaj umie zachować resztki opanowania. W mojej głowie aż huczy. Jestem na siebie wściekły.
- Pearl niech tu zostanie - Severus patrzy na wciąż spetryfikowaną dziewczynę. Spoglądam na jej brata. Widać, że nie jest mu obojętny los siostry, i że nie jest zadowolony z tego pomysłu.
- A co z Blossom? - pyta Nieve kiwając głową w stronę zwiniętej pod ścianą czarodziejki. Cały czas tam siedzi i raczej nie ma zamiaru ruszać się z tego miejsca. To ona poczuła, że Greyback się zbliża. Zastanawia mnie tylko jak. Czyżby kiedyś była w podobnej sytuacji, jak Hermiona?
Snape patrzy na Sebastiana, a potem odwraca się twarzą do nieprzytomnej Pearl.
- Finite - mówi półgłosem, a dziewczyna powoli otwiera oczy.  Niepewnie wstaje z łóżka i rozgląda się po całym pokoju. Już otwiera usta, żeby zacząć domagać się wyjaśnień, ale Snape jest szybszy.
- Ja pójdę do pobliskiego parku, a ty Draco do tego spalonego budynku niedaleko stąd. Chyba już tam kiedyś byłeś. - Kiwam głową, na znak, że się zgadzam i podchodzę do Sebastiana. Ten klepie mnie po plecach i mówi:
- No to zaczynamy - chłopak znika mi z pola widzenia. Patrzę na Snape'a, ale ten tylko patrzy obojętnie w okno za mną. Po chwili znika. Pozostaję w pokoju z Pearl i Blossom. Patrzę żałośnie na Nieve, a ta tylko uśmiecha się do mnie półgębkiem jakby wyczytała z mojej miny, co się stało.
Cofam się pod ścianę. Zamykam oczy, biorę kilka wdechów i czuję, że moje ciało znika, ale jednocześnie pojawia się zupełnie gdzie indziej. Czuję pod stopami pewny, kamienisty grunt. Otwieram oczy. Znajduję się teraz w małej uliczce, a przede mną widzę ciemny, osmolony budynek. Drzwi nadal nie ma. Chwytam pewnie różdżkę i powoli podchodzę do otworu w ścianie. Robię krok do przodu i słyszę cichy zgrzyt starej, drewnianej podłogi. W środku panuje zupełna cisza i ciemność. Nie mogę szukać Granger w takich warunkach. Unoszę różdżkę.
- Lumos - mówię i jej koniec jaśnieje białym, prawie oślepiającym światłem. Patrzę przed siebie. Na końcu pomieszczenia, przy napalonym krześle stoi Greyback... Trzyma ją i próbuje... NIE!!!
- Expeliarmus! - wrzeszczę na cały głos i z ręki wilkołaka wyskakuje zakrwawiony nóż lądując pod moimi nogami. Oswobodzona Gryfonka podbiega do mnie i próbuje ukryć się za moimi plecami. Czuję jak jej zakrwawione palce wbijają się w moje ramiona. Wyciągam do niej lewe ramię i próbuję osłonić ją przed tym widokiem. Przed widokiem tego obleśnego zboczeńca, który teraz oblizując swoje żółte zęby śmieje się na cały głos. 
- A jednak! Wiedziałem, że nie długo będę mógł nacieszyć się moją zdobyczą – syczy, dysząc ciężko. W jasnym świetle dokładnie widzę jego czarne ślepia, które wodzą po mnie i próbują dobrać się do niej. Nie pozwolę. Jeszcze raz zagarniam dziewczynę za siebie. Nie pozwolę, żeby ją skrzywdził. Nigdy więcej.
- Crucio - mówię głosem pełnym nienawiści. Wilkołak pada na podłogę i zaczyna głośno wrzeszczeć. Jego kończyny wyginają się w różnych kierunkach. Zaklęcie jest silne. Pamiętam, co mi kiedyś powiedziała ciotka Bellatriks - żeby dobrze użyć zaklęcia niewybaczalnego trzeba chcieć, bardzo mocno chcieć. Chcę jeszcze trochę nacieszyć się tym widokiem. Greyback wijący się z bólu przede mną. Przed tym "nieudacznikiem" Draconem Malfoy'em. Teraz wiem, że to nie prawda. 
Cofam różdżkę i Greyback pada na brzuch. Leży jeszcze przez kilka sekund, po czym podnosi się ciężko sapiąc.
- To wszystko. Możesz już oddać mi dziewczynę. To koniec. To wszystko, na co cię stać Malfoy. Nie POTRAFISZ mnie zabić - jęczy podchodząc krok bliżej. Celuję w niego różdżką. Czuję, że Granger zaczyna się cofać, ciągle trzymając mnie za ramię. Stoję nadal w miejscu. Próbuję wykrztusić z siebie te dwa proste słowa. Język plącze mi się w ustach. Nadal nie mogę. Wilkołak śmieje mi się w twarz. Zaczyna iść w moim kierunku. Już jest dwa metry przede mną. Cofam się o krok. Greyback nadal idzie. Już jest blisko. Chce jej. Nie pozwolę. Szybkim ruchem wyrywam się z uścisku Hermiony i celuję w wilkołaka.
- Avada Kedavra - z moje piersi wydobywa się mocny, silny głos. Fala zimna przechodzi przeze mnie, aż w końcu z różdżki wydobywa się zielony promień, który razi Greybacka w klatkę piersiową. Ciężkie cielsko opada bezwładnie na podłogę. Nie żyje. To koniec.
Odwracam się twarzą do przerażonej dziewczyny. Dopiero teraz mogę się jej dokładnie przyjrzeć. Jej ręce są całe we krwi, a na brzuchu ma chyba głęboką ranę, która zakrwawiła jej żółtą koszulkę. Jej twarz umazana jest mieszaniną krwi i łez. Włosy ma potargane. Jej oczy wpatrzone są we mnie jak w małe dziecko, które wyszło całe z walącego się wieżowca. Widzę, że jej rana nie jest błahostką, więc szybko celuję w nią różdżką i mamroczę zaklęcie uzdrawiające. Dziewczyna dotyka miejsca, z którego jeszcze przed chwilą wydostawała się masa krwi. Patrzy na mnie ze łzami w oczach i podchodzi bliżej. Czuję na sobie jej płytki i nierówny oddech. W jej oczach widzę strach i cierpienie. Cierpi przeze mnie. Delikatnie łapię ją w pasie i przyciągam do siebie. Gryfonka przykłada głowę do mojej piersi i zaczyna rzewnie płakać. Dziwi mnie to, że się nie opiera. Nie wiem jak się zachować, więc tylko zaczynam głaskać jej brązowe włosy. Chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie. Jest bezpieczna. Dlaczego tak nie może być już zawsze? 
*****
No więc oto kolejny rozdział. Coś ostatnio mało komentujecie, ale mam nadzieję, że to się poprawi :). 

piątek, 25 października 2013

9. "Zabrał ją."


Mijają kolejne godziny. Już powoli zaczyna świtać. Nie sądziłem, że to będzie aż tak długo trwać, chociaż Granger nie jest głupia. Wie jak się przed nami ukryć, ale Fryszek, powinien już ją dawno znaleźć.
- Blossom zasnęła - wzdycha Pearl, siadając na kanapie obok mnie. Patrzę na nią z zaciekawieniem. Siedziała z tą dziewczyną ponad dwie godziny. Musiała coś z niej wyciągnąć. Pearl jakby czyta w moich myślach, bo kiedy tylko na mnie patrzy otwiera usta.
- Urodziła się w Romont w Szwajcarii, a teraz mieszka w Dublinie. Jej rodzina pochodzi z Anglii. Kiedy jej matka wyszła za mugola, jej dziadkowie zerwali z nimi kontakt, a jej samej nigdy nie spotkali. Po jej narodzinach wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Uczyła się tam w Instytucie Czarownic z Salem. Jest od ciebie chyba dwa lata starsza, a jest taka... Taka...
- Dziwna? - mówi Sebastian patrząc na leżącą na podłodze Granger.
- Nie, nie jest dziwna tylko po prostu nieporadna - przeczy jego siostra, po czym prostuje się.
- Można tak powiedzieć - mamrocze Nieve. Patrzy teraz na mnie. Nie, nie na mnie, tylko za mnie. Nagle wstaje i jego twarz przybiera poważny wyraz. Otwieram szeroko oczy ciągle obserwując Sebastiana. Powoli odwracam się. Zanim zdołam pojąć, kogo przyprowadził skrzat domowy, Pearl pada nieprzytomna na podłogę, trafiona zaklęciem petryfikującym. Snape wyciąga różdżkę i celuje nią w brązowowłosą dziewczynę, która stoi na środku pokoju ciężko dysząc. W dłoni kurczowo ściska różdżkę, która teraz wycelowana jest we mnie. Widzę strach w jej kasztanowych oczach. Rozgląda się na boki, ale wciąż nie rzuca żadnego zaklęcia.
- Granger spokojnie... - mówi Sebastian podchodząc krok bliżej i stając tuż obok mnie. Hermiona ciągle się mota. Widać, że nasze słowa w ogóle do niej nie docierają. Nagle opuszcza różdżkę i spuszcza wzrok.
- Zabijecie mnie teraz - szepcze, jakby uświadomiła sobie, że to jej koniec. 
- Granger, jeżeli tak bardzo chcesz umierać, to idź skoczyć z wieżowca jak ci wszyscy popieprzeni mugole - warczę, po czym podchodzę do niej i łapię ją za podbródek. - Tutaj możesz bać się tylko tej porytej Granger - mówię z uśmiechem i przekręcam jej twarz w kierunku leżącej na ziemi Blossom. Hermiona wyrywa twarz z mojego uścisku i patrzy na mnie z mieszaniną złości i zdziwienia.
- Tak, to jest Granger. Może jesteście spokrewnione? Jeśli tak to Czarny Pan z pewnością przyjmie cię w nasze szeregi - wykrzywiam twarz w złośliwym uśmiechu.
- Wolałabym zginąć, Malfoy - syczy do mnie z nieukrywaną pogardą. Chcę jej odpowiedzieć, ale podchodzi do nas Snape i ręką przesuwa mnie do tyłu.
- Witam panno Granger - mówi niezwykle spokojnym tonem. - Myślę, że jeżeli chce pani jeszcze żyć, to musi pani powstrzymać się od różnego rodzaju komentarzy dotyczących nas - podkreśla ostatni wyraz. Widać, że dziewczyna zaczyna nad czymś rozmyślać. Na jej twarzy maluje się zrezygnowanie. Wzdycha i zwraca się do mnie:
- Wiesz? - na jej policzkach widzę delikatne rumieńce.
- Jestem na prawdę wzruszony twoją postawą, Granger - mówię śmiejąc się pod nosem. Gryfonka patrzy na mnie ze wściekłością.
- Musisz się ukrywać - Snape staje przy kominku i przebija dziewczynę swoim ciernistym wzrokiem na wylot. 
- Niby, dlaczego? - pyta Granger, wbijając wzrok w czarne oczy Snape’a. Już otwieram usta, żeby się tłumaczyć, ale nagle Blossom zrywa się na równe nogi. Stoi przy ścianie i ciężko dyszy.
- On tu idzie... - jęczy, a po jej policzku spływa mała łza. Cofa się i wpada na ścianę. Osuwa się w dół i zwija w kłębek na podłodze. - Zabije mnie... Będę taka jak on... Nie chcę... Nie…
Patrzę pytająco na Snape'a. Sebastian, który do tej pory przyglądał się całej sytuacji podchodzi bliżej i stoi teraz u boku dyrektora.
- Zabierz ją na górę, do sypialni. Zostań z nią tam - mówi do Nieve'a kiwając głową w kierunku Hermiony. Chłopak posłusznie wychodzi z dziewczyną z salonu i po chwili słyszę ich kroki na drewnianych schodach. Teraz dyrektor zwraca się do mnie:
- Weź Pearl i zanieś ją również do sypialni.
Podchodzę do skostniałej siostry Sebastiana i podnoszę ją z podłogi. Nie jest zbyt ciężka, więc wykonuję te zadanie bez problemu. Idę po skrzypiących schodach i już jestem na piętrze. Szczerze, to nie wiem, gdzie znajduje się ta cała sypialnie, więc otwieram nogą pierwsze drzwi po prawej. Moim oczom ukazuje się szary pokój z dwuosobowym łóżkiem i dużym, zajmującym prawie całą ścianę regałem z książkami. Koło łóżka stoi szafka nocna, a na niej ramka ze zdjęciem rudej kobiety... Śmieje się i przytula do jakiegoś mężczyzny, którego twarz jest wypalona. Czyżby to była dawna miłość naszego, wiecznie ponurego dyrektora? Jeśli tak, to pewnie ta postać skrywa przed światem jeszcze wiele tajemnic. Pokój jest pusty, więc nie o tę sypialnię chodziło. Wychodzę i zahaczając nogą o drzwi delikatnie je zamykam. Teraz otworzę te po lewej. Wchodzę do środka. Na jednoosobowym, zielonym łóżku siedzi Granger, a obok okna stoi Sebastian. Delikatnie kładę Pearl obok Gryfonki. Rozglądam się po pokoju. Ściany są białe, a wszystkie meble są zrobione z dębowego drewna. Na oknie wiszą zszarzałe zasłony. Spoglądam ukradkiem na Hermionę. Kiedy nasze spojrzenia spotykają się, dziewczyna odwraca się do mnie plecami i krzyżuje ręce na piersi. Kiwam do Sebastiana głową i wychodzę na korytarz, gdzie spotykam Snape'a niosącego przerażoną i dygoczącą Blossom. Ustępuję mu z drogi i dziewczyna również ląduje na łóżku. Severus wychodzi, a ja podążam za nim. Sebastian zostaje z dziewczynami. Schodzimy na parter i znów jesteśmy w ciemnym salonie. 
- On tu idzie - mówi do mnie Snape. - Greyback już wie, gdzie jest Granger.
Serce podskakuje mi do gardła. Ciarki przechodzą mnie po plecach i kurczowo chwytam różdżkę.
- Jeżeli tu przyjdzie, a na pewno tak będzie, zabijesz go. Nie możesz się zawahać - patrzy na mnie bacznym wzrokiem, ale ja nie mogę wydusić z siebie, ani słowa, więc tylko kiwam głową.
Nagle z góry słychać pełen przerażenia krzyk Blossom. Przyszedł. Rzucam się w biegu na schody. Snape idzie w moje ślady i już jesteśmy na piętrze. Z sypialni dobiegają krzyki i odgłosy bijatyki. Jednym szarpnięciem otwieram drzwi. Patrzę z przerażeniem na leżącego na podłodze krwawiącego Sebastiana. Chyba ma rozciętą nogę i złamany nos. Na łóżku ciągle leży nieruchoma Pearl, a Blossom leży zwinięta pod ścianą ciągle łkając. To wszyscy. Nie ma jej. Zabrał ją. Zabije ją. Fala strachu ściska mój żołądek. Opadam na ścianę i nie mogę wydusić z siebie nic prócz żałosnego - "nie". Jednak szybko prostuję się i mówię zdecydowanym i pełnym powagi głosem:
- Zabiję go. Zabiję. Nie pozwolę jej zginąć.
Snape uśmiecha się do mnie i podchodzi do Sebastiana. Mamrocze nad nim jakieś zaklęcie i po chwili Nieve wstaje na równe nogi.
- To przeze mnie. Idę z tobą. Musimy ją odnaleźć.
****
No więc oto nowa notka :) No i jak się podoba nowy szablon? 
Zapraszam do komentowania, bo wasze komentarze dodają mi motywacji, a wtedy notki wrzucam częściej :)

niedziela, 20 października 2013

8. "To jest Granger".


Siedzę na drewnianej, zakurzonej podłodze. Opieram się o ścianę. W głowie mam wiele wątpliwości. Co, jeśli jest już za późno? Może Granger już dawno nie żyje? Czuję w żołądku dziwny skurcz. Wyrzuty sumienia. Nie. Ona żyje. Zaraz stanie tu, w salonie Snape'a razem z Fryszkiem. Podnoszę głowę. Pearl ze zniecierpliwieniem przestępuje z nogi na nogę. Wiem, że jest tu tylko ze względu na Sebastiana. Zawsze trzymali się razem i pomagali sobie w najtrudniejszych sytuacjach, nawet, jeżeli nie mieli na to ochoty. Teraz naprawdę jestem pełen podziwu dla tej czarownicy. Przechylam głowę w lewo i widzę jak Snape bawi się swoją różdżką. To chyba najbardziej nieprzewidywalna postać, jaką znam. Jest jednym z najbardziej zaufanych Śmierciożerców, a pomaga Granger. Ciekawe, jaki ma w tym interes. Spoglądam na prawo. Sebastian stoi opierając się o ścianę. Jego twarz jest niezwykle poważna. Ciągle wpatruje się w jeden punkt na przeciw siebie.
Kolejne minuty mijają. Wszyscy są coraz bardziej zniecierpliwieni. Wstaję i nerwowo krążę po pokoju. W końcu siadam na starej kanapie. Sebastian idzie w moje ślady. Patrzę na niego zrezygnowany, a on z łagodnym uśmiechem klepie mnie po plecach. Cisza trwająca już dość długi czas staje się nie do zniesienia.
- To trwa już zbyt długo. Nie znajdzie jej - szepczę czując się jak przegrany. Jak pokonany, zostałem pokonany. Malfoy przegrał. Chowam twarz w dłoniach, a mój przyjaciel jeszcze raz w milczeniu mnie pociesza.
Nagle słyszę czyjeś stopy uderzające o podłogę. Zrywam się na równe nogi i rozglądam się z nadzieją po salonie. Moja radość powoli ustępuje zawodowi. Na środku pomieszczenia stoi Fryszek, a za nim brązowowłosa dziewczyna. Zamiast kasztanowych oczu widzę błękitne jak niebo tęczówki, które rozglądają się ze strachem po całym pomieszczeniu. Ze złością podchodzę do skrzata i chwytając go za szmaty podnoszę go do góry.
- Nie wykonałeś rozkazu - syczę do przerażonego stworzenia, które wcale mi się nie opiera.
- Draco, zostaw - mówi do mnie Snape. Z obrzydzeniem rzucam skrzatem o podłogę. Spoglądam na nieznaną mi dziewczynę, która patrzy na mnie jak na nieobliczalnego mordercę. Cofa się. Nerwowo macha głową na wszystkie strony, obserwując każdego z osobna. Zatrzymuje się. Stoi w kącie. Pearl podchodzi do niej i mierzy dziewczynę od stóp do głów, po czym wyciąga do niej lewą rękę. Nieznajoma próbuje od niej uciec. Bezskutecznie próbuje zagłębić się w ścianę. Jej oczom ukazuje się Mroczny Znak. Teraz wpada w histerię. Zaczyna piszczeć, a po policzku spływają jej łzy, rozmazując delikatny makijaż. Drżącymi rękami sięga do kieszeni. Sebastian staje u boku siostry. Brązowowłosa dziewczyna wyciąga różdżkę, ale zanim wypowiada zaklęcie leży już nieprzytomna pod ścianą. Muszę przyznać, że Nieve ma dobry refleks.
Jeszcze raz podchodzę do Fryszka.
- Nie istnieje czarownica o imieniu Hermiona Jean Granger - piszczy stworzenie obawiając się kolejnego upadku z wysokości. Patrzę na Snape'a oczekując jakiejkolwiek pomocy. Dyrektor, który do tej pory stał z boku i przyglądał się całemu zajściu podchodzi bliżej mnie i zwraca się do Sebastiana:
- Widziałem, że masz w kieszeni jakąś kartkę. Co to jest? - pyta. Nieve wyciąga trochę wymięty papier i rozkłada go. Moim oczom ukazuje się znajoma twarz roześmianej Granger.
- Zobaczyłem ten list gończy na słupie i pomyślałem, że może się przyda, ale potem o nim zapomniałem - mówi chłopak drapiąc się w głowę. Patrzę na niego ze złością i szybko wyrywam mu kartkę z ręki.
- Masz ostatnią szansę - syczę do skrzata domowego. - Przyprowadź tę dziewczynę - podaję mu papier. Fryszek patrzy na fotografię i znika z pola widzenia.
- Co z nią? - pyta Pearl spoglądając na nieprzytomną nieznajomą. - Wyczyścić jej pamięć?
- Nie. Jestem ciekaw, dlaczego właśnie ona się tu zjawiła - mówi Severus, bacznie przyglądając się leżącej pod ścianą dziewczynie.
- No to dowiedzmy się - Sebastian jest wyraźnie zaintrygowany nową osobą.
Snape podchodzi bliżej brązowowłosej. Macha różdżką i dziewczyna otwiera oczy. Siada. Jest o wiele bardziej spokojna, niż na początku.
- Pearl - Snape kiwa głową w stronę nieznajomej. Panna Nieve pomału siada obok.
- Kim jesteś - mówi łagodnym głosem uśmiechając się przymilnie. Jej umiejętność podlizywania się jednak okazuje się przydatna, bo siedząca obok niej dziewczyna otwiera usta. Coś szepcze, ale nic nie słyszę. Pearl pochyla się nad nią, żeby lepiej słyszeć i po chwili otwiera szeroko oczy ze zdziwienia. To jeszcze bardziej wzbudza we mnie ciekawość. Siostra Sebastiana wstaje i patrząc mi w oczy mówi:
- Ona jest... To jest Granger. Blossom Granger.
Wszyscy patrzą na nią jak na wariatkę. Przecież to nie możliwe. Granger, którą znam jest szlamą. Nie ma żadnych krewnych czarodziei.
- Jak to Granger? - pytam z niedowierzaniem. - Zapytaj ją o Granger, tę z Hogwartu - dodaję szybko. Pearl posłusznie siada znów przy Blossom. Zaczynają szeptać. Ponownie nic nie słyszę. Po minucie Pearl znów stoi przed nami.
- Ona nie zna żadnej Hermiony Granger. Spytałam się jej o jej nazwisko. Odpowiedziała, że jej ojciec jest mugolem. Rozumiecie? Ta Gryfonka jest szlamą - na dźwięk tego słowa Snape wzdryga się. Pierwszy raz zauważam, żeby słowo "szlama" jakkolwiek na niego wpływało. Wymawiałem je już wielokrotnie i wtedy stał niewzruszony. Dziwne.
- Co z tego, że jej nie zna? Przecież nie musiały się w wcale wcześniej spotkać - mówi Sebastian. Chyba wszyscy oprócz jego jednego myślą racjonalnie. Rodzice Granger to mugole. Nic tego nie zmieni.
- Przestań  Nieve. To nie ma nawet najmniejszego sensu - mówi szorstko Snape, po czym patrzy z góry na Blossom i pyta:
- Uczyłaś się w Hogwarcie? Nigdy nie spotkałem tam drugiej Granger.
Dziewczyna potrząsa przecząco głową. Widać tylko Pearl potrafi się z nią porozumieć. Dyrektor spogląda na Sebastiana i mierzy go pełnym triumfu spojrzeniem. Niespodziewanie Blossom wstaje, lecz jej nogi trzęsą się jak galareta. Podchodzi do mnie i chwyta mnie za rękę złożoną w pięść. Patrzy mi w oczy. Widzę jej przerażenie. Nie wie gdzie jest i co chcemy z nią zrobić. Szczerze to ja też nie wiem tego drugiego. Jednak jej błagalny wzrok nie robi na mnie większego wrażenia. Wyrywam rękę z jej uścisku i przeszywam ją lodowatym spojrzeniem. Dziewczyna spuszcza wzrok.
- Ekhm, Blossom - Pearl zwraca się do niej miło, otaczając ją ramieniem. - Nic ci nie zrobimy. My tylko szukamy kogoś... Kogoś o takim samym nazwisku.
Brązowowłosa patrzy na nią przerażonym wzrokiem. 
- Dlatego chcemy się dowiedzieć więcej o twoim pochodzeniu i... - mówi łagodnie, ale przerywam jej w pół zdania.
- Do cholery jasnej! Granger może już dawno nie żyć, a my tutaj będziemy sobie gawędzić o przeszłości przy herbacie i ciasteczku?! Nie o to was prosiłem! - krzyczę patrząc wściekle na Pearl, która odwdzięcza mi się mocnym ciosem w policzek. Łapię się za miejsce uderzenia. Czuję piekący ból, ale szybko doprowadzam się do porządku. Nie jestem słabeuszem.
- Ogarnij się Draco! Nie widzisz, że wszystko jest ważne? - pyta mnie. Dyszę ciężko i ciągle powstrzymuję się od nawtykania Pearl, co o niej myślę.
- Dobrze, więc co proponujesz? - syczę do niej. Dziewczyna już otwiera usta, ale Severus jest szybszy.
- Czekamy.
Czekamy? To trwa już zbyt długo. Siedzimy już tutaj chyba z ponad cztery godziny! Jak on sobie to wyobraża? Fryszka ciągle nie ma. Powoli zaczynam tracić wiarę, że kiedykolwiek zobaczę Hermionę żywą.
- No to czekajmy - mówi Sebastian klepiąc mnie po plecach, po czym wygodnie rozsiada się na starej kanapie. Snape podchodzi do zasłoniętego okna i w milczeniu nad czymś rozmyśla. Przestraszona Blossom siada pod ścianą, a chwilę później dołącza się do niej Pearl. Niech jej będzie. Może dowiemy się czegoś interesującego. Podchodzę do zakurzonego kominka, stojącego na przeciwko kanapy. Siadam przed nim i zamykam oczy. Szczerze mówiąc, to różnica jest tylko w tych trzech świecach stojących na blacie stolika do kawy. Pff, świece... To takie mugolskie. Próbuję uspokoić oddech. Muszę myśleć pozytywnie. Pozytywnie? Co się ze mną dzieje? Oby nic więcej się we mnie nie zmieniło. Za dużo tych zmian jak na te dwa dni... I to wszystko przez szlamowatą Hermionę Granger. 

*****
No to mamy kolejną nową postać :) Dla odmiany nie jest odważna, błyskotliwa i wgl. 
A co do rozmiaru rozdziałów, to jeśli mam pisać dłuższe notki, to będzie mi to zajmowało więcej czasu. Czekam na wasze komentarze :3

Obserwatorzy

Stwowarzyszenie DHL

Stwowarzyszenie DHL

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Harry Potter Magical Wand