środa, 8 kwietnia 2015

22. "Nie chcę żyć jako zdrajca."

Goyle i Zabini. Większych debili nie mogli mi przydzielić. Przez dwie pierwsze godziny nie było jeszcze aż tak bardzo źle, ale po dwóch dniach mam ochotę przyprawić im takie męczarnie, o których nie śniło się nawet Czarnemu Panu. Sebastian i Pearl trafili o wiele lepiej. Snape przydzielił ich do pomocy Carrowom. Oni mogą do woli gnębić wszystkich uczniów, a ja muszę siedzieć w Pokoju Życzeń z dwoma przygłupami. Słodki Hogwart.
Wstaję i dotykam mojego brzucha. Od pięciu godzin nic nie jadłem. Myślę o słodkiej, czekoladowej babeczce z chrupiącą kruszonką i nagle na stoliku przede mną pojawia się taca z tuzinem moich wymarzonych słodkości. Pokój życzeń ma jednak jakieś zalety. Uśmiecham się do siebie i sięgam po jedzenie.
Konsumując babeczkę przechadzam się między stosami różności. Są tutaj biurka, stare dywany, regały z książkami, fotele, stare kufry, jednym słowem jest tu wszystko.
Nagle podbiega do mnie Zabini z Goyle'em.
- Ktoś wszedł do środka - szepcze Blaise. Czuję adrenalinę napływającą do moich żył, drętwieję. Rzucam resztę muffinki w kąt, wyciągam różdżkę i gestem ręki pokazuję moim towarzyszom aby byli cicho.
Skradamy się w stronę wejścia do pokoju, które już zdążyło zniknąć. Słyszę głosy. Stłumione i niewyraźne. Nie mogę zrozumieć ani słowa. Podchodzę bliżej. W szczelinie stosu pudełek widzę wszystkich trzech przybyszy. Potter, Weasley i... Granger. Serce zaczyna mi szybciej bić, a ślina podchodzi mi do gardła.W głowie mi szumi. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Wygląda na silną i pewną siebie, ale w oczach widzę pewne zawahanie. Może wcale nie chce być tu teraz, z nimi? Może najchętniej wróciłaby do małego pokoju na pierwszym piętrze domu Snape'a? Do mnie?
Odsuwam od siebie te niepoważne myśli i skupiam wzrok na dwóch Gryfonach. jak ja ich nienawidzę... Zauważyli coś. Próbują tego dosięgnąć. Jakiś diadem. Widzę błysk w oku Pottera.
Ciągnę za sobą Goyle'a i Zabini'ego i wychodzimy zza osłony i stajemy z nimi twarzą w twarz. Wyciągam różdżkę i celuję w Pottera.
- Witaj, Potter - syczę dumnie. Nie mogę okazać jakiejkolwiek słabości. Chłopak wygląda na zaskoczonego, ale szybko kieruje różdżkę w moją stronę. Spoglądam na Hermionę. Widzę w jej oczach napięcie. A co ona widzi w moich? Dumę, strach, cierpienie, tęsknotę?
- Czego tu szukasz, Malfoy? - warczy Weasley. Śmiać mi się chce. Wygląda jak mała, głupia, ruda wiewiórka.
- Mógłbym zadać wam to samo pytanie - mówię i patrzę na niego z pogardą. Przenoszę wzrok na Hermionę. Weasley to zauważa i zagarnia ją do siebie ramieniem. Wspiera we mnie gniew. Nagle dziewczyna odsuwa się do niego, patrzy na niego przepraszająco i spuszcza wzrok. Rozluźniam się. Tak od razu lepiej.
- Chociaż nie ważne czego szukacie i tak tego nie dostaniecie - mówię, a w tym samym momencie Zabini strzela bombardą w stos z diademem, który szybuje w górę, na jeszcze wyższy stos. Zaczynamy walczyć. Staram się jak mogę, żeby wytrącić różdżkę Potterowi. Nagle Goyle wyczarowuje wielkiego ognistego ptaka. Kiwam z podziwem i z dumą patrzę na przerażoną minę Weasley'a.
- Dobrze, starczy Goyle - mówię do chłopaka, ale ogień nie ustaje. - Starczy. Goyle przestań! - wrzeszczę na niego z całej siły, ale on ze strachem ciska różdżkę na podłogę. Ogarnia mnie panika. Zrywam się do biegu chwytając po drodze Hermionę za ramię. Biegniemy bez słowa. Pot spływa mi po twarzy. Pożoga ogarnęła już większą część Pokoju Życzeń. Nagle obok nas przelatują dwie miotły. Potter zrzuca nam jedną. Z ulgą chwytam piękny, drewniany przedmiot. Siadam na niej, a za mną Hermiona. Odbijam się od podłogi i wzbijamy się ponad wszelkie palące się stosy. Widzę, że Potter i Weasley z Zabinim już wylecieli na zewnątrz.
- Draco! Draco, diadem! - woła do mnie Granger pokazując błyszczący przedmiot tuż pod nami. Z mieszanymi uczuciami obniżam lot. Dziewczyna chwyta ozdobę i teraz mobilizuję całe moje ciało do szybkiego lotu. Nie mija dziesięć sekund, a padamy na kamienną posadzkę na korytarzu. Patrzę dookoła. Nagle widzę jak Hermiona zabiera z podłogi diadem, chwyta mnie za rękę i grunt osuwa mi się spod nóg. Oddech więźnie mi w gardle. Wpadam w nieograniczoną pustkę i dryfuję. Nagle znów czuję grunt pod nogami. Szybko nabieram powietrza. Zaczynam kasłać. Otwieram oczy. Obok mnie leży Hermiona i tak samo jak ja ciężko sapie. Znajdujemy się w... łazience. Nie, teraz nie żartuję. Oboje leżymy na zimnych kafelkach w jednej z kabin. Dookoła panuje półmrok i zupełna cisza.
- Łazienka? - śmieję się do dziewczyny i uśmiecham się do niej zawadiacko.
- Nie wiedziałam, gdzie nas przenieść, a zaklęcia ochronne nie pozwalają się przenosić poza Hogwart - mówi nerwowo. W trzęsących się rękach trzyma błyszczący diadem z niebieskim kamieniem. Teraz dopiero rozpoznaję ten przedmiot. To diadem Roweny Ravenclaw. Wyrywam go jej i przyglądam mu się uważnie.
- Po co wam jej diadem? - pytam wpatrując się z zaciekawieniem w przedmiot w moich dłoniach.
- Nie mogę... - zaczyna, ale nie musi kończyć. Ja wiem, co to jest.
- Muszę to zanieść Czarnemu Panu - mówię twardo i wstając kieruję się do wyjścia. Dziewczyna krzyczy i chwyta mnie za ramię. Stajemy twarzą w twarz. W jej oczach widzę strach, ale i zdecydowanie.
- Nie możesz tego zrobić - mówi i próbuje wyrwać mi diadem. Jednak nie udaje jej się to. Oboje go trzymamy i żadne z nas nie zamierza puścić.
- Nie powstrzymasz mnie. Nie możecie wygrać z Czarnym Panem. On nigdy nie przegrywa - ostatnie słowa wypowiadam cicho, wręcz tylko poruszam ustami.
- Ale my mamy szansę. Draco, proszę pomóż mi - mówi błagalnym tonem. Patrzę w jej brązowe oczy. Ja mam jej nie pomóc? Jej? Ale... jestem śmierciożercą. Nie mogę zdradzić.
- Ja... ja jestem śmierciożercą - szepczę.
- Ale jesteś też dobrym człowiekiem i ja... ja nie dam rady bez ciebie! - krzyczy i ze łzami w oczach rzuca mi się na szyję. Stoję jak odrętwiały. Ale potem moje mięśnie luzują się,a ja przytulał do siebie Hermionę.
- Nie płacz - mówię i głaszczę ją po włosach. Dziewczyna odsuwa się i patrzy na mnie szklistymi oczami.
- Ale posłuchaj...
- Nie, Hermiona, to ty posłuchaj. Ja nie mogę zdradzić. Nie mogę... On byłby mnie zabił. A jak nie on to zrobiłbym to sam. Nie chcę żyć jako zdrajca. Ale ty możesz się do nas przyłączyć - mówię żywo i chwytam ją za ramiona. Dziewczyna kręci głową. - Proszę Hermiona, ta wojna była rozstrzygnięta już od samego początku. Nie warto trzymać z przegranymi. Proszę, nie mogę znowu pozwolić ci odejść - szepczę przez łzy i dotykam wargami jej ust. Są miękkie i delikatne. Zanurzam się w nich jeszcze mocniej. Dziewczyna nie odrzuca mnie, odwzajemnia pocałunek i przyciąga mnie bardziej do siebie. Kiedy odrywamy się od siebie, stykamy się czołami. Nie mogę dłużej czekać.
- Kocham cię i nie mogę cię stracić - wyznaję, a Hermiona wtula się we mnie i znów zaczyna płakać.

****
Proszę bardzo ;D
Rozdział nawet dłuższy niż zazwyczaj, dumnam bardzo xd
Zapraszam do komentowania c;
Pozdrawiam gorąco

niedziela, 8 marca 2015

21." (...) których nikt nigdy nie poruszył."

Trzy tygodnie. Trzy, cholerne tygodnie siedzę w tym starym, zapyziałym budynku, można by było rzec norze. Nie wyglądam nawet za okno. Tylko... siedzę. Jestem beznadziejny. Zniszczyła mnie. Zniszczyła mnie zupełnie. Nie potrafię nawet wystawić nogi za próg. Nie potrafię, czy jednak nie chcę? Nadal, w najdalszym zakamarku mojego serca, tkwi przekonanie, że ona wróci. Nie mogę więc wyjść. Nie zrobię tego. Ona w każdej chwili może przyjść. Zaczekam.
- Draco, proszę cię, siedzisz tak już prawie miesiąc - mówi Pearl próbując ukryć irytację. Gdy nie słyszy odpowiedzi z westchnieniem siada na fotelu, na przeciwko mnie.
Do pokoju wchodzi Sebastian wraz ze Snape'em. Nauczyciel mierzy mnie od stóp do głów i na koniec patrzy na mnie z politowaniem.
- Czego chcesz? - warczę na Severusa, który tylko cynicznie unosi kącik ust.
- Oszukujesz się Draco. Nie masz na co tu tak czekać - mówi zgryźliwie, a w jego oczach widać pogardę. Przypominam sobie moment, kiedy to ja śmiałem się z niego. Kiedy znalazłem jego listy do Lily. Uraziłem wtedy jego dumę, teraz chce się na mnie odgryźć. Nie daję mu jednak tej satysfakcji. Nie zaszczycam go nawet najmniejszym spojrzeniem.
- Marnujesz się, Draco. Snape ma rację. Hermiona nie wróci - mówi Sebastian tak łagodnym tonem, że mam ochotę wyrzygać mu się na tą jego idealnie wyprasowaną koszulę.
- W końcu wróci - warczę i kurczowo zaciskam dłonie.
- Nie ma po co - rzuca Snape. Odwracam wzrok i patrzą mu w oczy. Spogląda na mnie jak na robala. Jak na żałosnego robala. Nie wytrzymuję. Zrywam się z kanapy.
- Ona wróci! Musi wrócić! Wróci, bo... - wrzeszczę na cały głos, ale wtedy Severus mi przerywa.
- Bo co? Bo cię kocha? Błagam cię chłopcze, ty nawet nie pojmujesz, czym jest prawdziwa miłość - prycha nauczyciel.
- Za to ty to na pewno wiesz - mówię z ironią. - Dla ciebie miłością jest pisanie listów miłosnych i chowanie ich w szufladzie! Robienie chorych ołtarzyków! Czy ty kiedykolwiek coś zrobiłeś dla Lily?!
Snape jest wściekły. Sam czuję, że poruszyłem sprawy, których nikt nigdy nie poruszył. Chyba zaraz potraktuje mnie Avadą.
- Poświęciłem dla niej całe życie. Całe moje, cholerne życie! Wszystko co robiłem, było z myślą o Lily! Wszystko! - syczy i wychodzi na korytarz. Słyszę tylko trzask drzwi wejściowych.  Rozglądam się po zgromadzonych. Sebastian patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Widać, że jest w szoku. Pearl stoi jak wryta i zakrywa dłonią usta. Wzdycham i znów opadam na kanapę. Próbuję odprężyć moje mięśnie, ale one nadal są spięte.
- Wow - odzywa się Sebastian siadając obok mnie.
- No - mówię bez przekonania. Kiedyś zdenerwowanie Snape'a do tego stopnia cieszyłoby mnie niezmiernie, ale teraz... Teraz nie potrafię się tym cieszyć.
- On prędko nie wróci - stwierdza Pearl. W jej głosie wyczuwam nutkę napięcia.
- Pearl, o co chodzi? - pytam z niepokojem. Znam ją dość długo, by zauważyć, że jest zdenerwowana. Dziewczyna wciąga powietrze przez zęby.
- Snape przyszedł, bo dostałeś zadanie.
- Zadanie? - przeszywa mnie lęk.
- Chodzi o Hogwart. Tzn. mamy się tam udać i pilnować diademu Ravenclaw - mówi Sebastian z ekscytacją. W końcu jest w swoim żywiole. Urodzony śmierciożerca.
- Myślicie, że to jeden z horkruksów Czarnego Pana? - pyta Pearl z zaciekawieniem.
- Nie wiem, ale wszyscy tak mówią, a skoro mamy go pilnować, to na pewno nie jest to zwykła ozdoba - mówi jej brat.
- Nie ważne czy to horkruks, czy nie. Ja nigdzie nie idę - mówię stanowczo i wbijam wzrok w podłogę.
- Draco, to nie są żarty. Nie wykonasz zadania, to tak jakbyś popełnił samobójstwo - mówi Pearl z powagą. Dziewczyna wzdycha, widząc mój brak jakiejkolwiek reakcji. - Nawet jeśli Hermiona ma zamiar wrócić, nie nacieszysz się nią martwy.
- Nie musisz, Pearl - szepczę zrezygnowany. Dziewczyna patrzy na mnie pytająco.
- Ja... Ja wiem, że to niedorzeczne. Wiem, że ona nie wróci. Nawet pewnie o tym nie pomyślała. A ja? Snape ma rację. Oszukuję sam siebie i to mnie niszczy. Nie będę dobrym śmierciożercą z kimkolwiek w mojej głowie. Po prostu... muszę o niej zapomnieć - chyba sam nie wierzę w to, co mówię. Nie zapomnę. Nie zapomnę je kasztanowych włosów, głębokich oczu, zapachu jej skóry, dotyku jej dłoni. Nie zapomnę.
- Cóż, mam nadzieję, że jakoś dasz radę - mówi Sebastian i klepie mnie po plecach. Uśmiecham się do niego delikatnie.
- Więc, jedziemy do Hogwartu? - pyta szczerząc się Pearl.
- Pakuj walizki - mówię, delikatnie unosząc kąciki ust.
 Musze wziąć się w garść. Przez ostanie tygodnie byłem jak warzywo. To musi się zmienić. Jestem Draco Malfoy, a zachowywałem się jak co najwyżej Longbottom. Co za wstyd. Dopiero teraz widzę, co uczucia robią z człowiekiem. Co zrobiły ze mną. Nigdy więcej.

*********

Długo wyczekiwany. Ale jest ;d
Egzaminy, egzaminy. Brak czasu, brak weny. Tylko tyle mogę powiedzieć, na swoje usprawiedliwienie.
Czekam na wasze komentarze
Pozdrawiam gorąco ;)

Obserwatorzy

Stwowarzyszenie DHL

Stwowarzyszenie DHL

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Harry Potter Magical Wand