środa, 11 grudnia 2013

16. "Hermiona..."


     Stoję przed bramą mojego domu... Nie byłem tutaj tylko dwa miesiące, a już te mury wydają mi się całkiem obce. Dotykam ręką mojej twarzy. Wciąż jeszcze krwawię. Nawet lecąc na miotle trzeba się mieć na baczności... Bo jeszcze jakaś cholerna sowa wleci na ciebie i poharata ci twarz... Nie mam żadnej chusteczki. Czuję jak ciepła, lepka ciecz spływa mi po twarzy. Szybko ocieram ją rękawem. Jest czarny, więc raczej krwi nie będzie na nim widać. Rana trochę piecze, ale nie jest źle. 
Jeszcze raz patrzę na Malfoy Mannor, biorę głęboki wdech i robię krok w stronę bramy. Wyciągam różdżkę i macham ją w stronę krat, które od razu się otwierają. Wydaję mi się jakbym zaraz miał zemdleć... Wchodzę na terytorium Lorda Voldemorta, żeby uratować przyjaciółkę Harry'ego Pottera... I do tego jestem śmierciożercą. Co za paradoks. Mimo woli zmuszam moje nogi do podejścia do drzwi wejściowych. Chcę wyglądać jak najpewniej, ale tym raczej bym się nie martwił. Przez te ostatnie kilka lat wypracowałem sobie dobrze technikę zamykania w sobie wszelkich emocji. 
Podnoszę dłoń i kilka razy pukam w czarne drzwi. Dziwne uczucie. Pukać do drzwi swojego własnego domu. Po chwili staje przede mną Glizdogon. Jak zwykle wygląda jak parszywy szczur. Nie czekając na żadne słowo z jego strony wchodzę do środka. Na korytarzu panuje przyjemny półmrok. Z jadalni słychać głosy, więc tam się udaję. Wchodzę do pokoju. W miejscu, gdzie nie dawno stał okazały stół, nie ma nic... Wszystko wynieśli. W kącie tylko stoi ciemny fotel, w którym zawsze siadała matka i czytała mi baśnie Barda Beedle’a... Stare czasy...
Na środku jadalni stoi matka, ojciec i ciotka Bellatriks. Na mój widok siostra matki woła ożywionym głosem:
- Draco! Gdzieś ty był? 
Patrzę na matkę i widzę na jej twarzy zmęczenie. Ojciec jak zwykle jest niewzruszony. 
- Byłem u Sebastiana - odpowiadam, a mój wzrok pada na wypłowiałą skarpetę świąteczną zawieszoną na kominku. Święta? Ahh… No tak... Przecież jest grudzień...
Nagle do pokoju wchodzi Snape w towarzystwie Pearl. Pearl? Ze zdziwieniem wpatruję się w dziewczynę, która tylko wita się ze wszystkimi skinieniem głowy. Podchodzi do mnie i po prostu całuje w usta. Chcę ją odepchnąć, ale przypominam sobie, że dla mojej rodziny Pearl jest nadal moją dziewczyną. Kiedy w końcu odrywam się od niej, przytulam ją do siebie i udaję szczęśliwego. Ukradkiem patrzę na Snape'a, ale on tylko spogląda na mnie swoim przyszywającym spojrzeniem.
- Co ci się stało w twarz, Draco? - pyta mnie Nieve, kiedy stoimy już obok siebie. Wszyscy patrzą na mnie z zaciekawieniem.
- Jakaś durna sowa wleciała we mnie i podrapała mnie. To nic wielkiego - mówię patrząc na nią, a ona tylko wtula się we mnie mamrocząc coś w rodzaju: " Oj, ale ty jesteś twardy."
- Severusie, jak ci idzie w Hogwarcie? - pyta ciotka śmiejąc się szyderczo.
- Carrow'owie bardzo dobrze spełniają wyznaczone im zadania - odpowiada dyrektor uśmiechając się lekko. 
Nagle do pokoju wchodzi Sebastian z Glizdogonem. Czy oni muszą wszyscy muszą chodzić w parach? Nieve wita się ze wszystkimi i staje obok Snape'a.
- Przyszli Szmalcownicy - oznajmia i wycofuje się w kąt pomieszczenia, a do środka wchodzi Scabior ze swoimi... kumplami? 
- Mamy jeńców. Twierdzą, że nic nie wiedzą, ale weźcie ich na przesłuchanie - mówi Scabior i przed nami lądują dwaj chłopacy. Jeden rudy, a drugi brunet. Są związani i z trudem podnoszą się z podłogi. Nagle na twarzy ciotki Bellatriks maluje się przejęcie.
- Wyjść! - wrzeszczy do Szmalcowników. - Wyjść natychmiast! - krzyczy, ale nagle głos jej się załamuje. Podchodzi do jednego z nich i jej wzrok ląduje na srebrnym mieczu przypasanym do pasa. - Skąd to masz? - syczy z przerażeniem.
- Był w torebce tamtej dziewczyny, co ją przyprowadziliśmy dwa tygodnie temu, to sobie go wziąłem - mówi wilkołak z uśmiechem.
Na dźwięk tych słów rudzielec na podłodze poruszył się. Ciotka widząc to szybkim ruchem różdżki zaczyna dusić szmalcowników. 
- Wynocha! WYNOCHA STĄD! - wrzeszczy na cały głos i wyszarpuje miecz od wilkołaka. Odsuwam Pearl na bok, a sam wyrzucam jednego ze Szmalcowników. Sebastian i Glizdogon robią to samo z pozostałymi. 
Ciotka dysząc chowa miecz do torebki. Spogląda na dwóch chłopaków na podłodze. Chwyta rudego za włosy i przygląda się jego twarzy. Robię to samo. Weasley? No to długo nie pożyje. Ciotka rzuca nim o podłogę i podchodzi do bruneta. Robi z nim to samo.
- A coś ty taki brzydki? - syczy do chłopaka, po czym zwraca się do mnie. - Draco! Draco, chodź tu. Rozpoznaj go. To on? 
Co? Że niby Potter? 
Powoli podchodzę do ciotki i schylam się, żeby lepiej widzieć twarz. Potter... Nie mogę go wydać. W lochu jest Hermiona. Zabiją ją jak się dowiedzą, że z nim współpracowała. 
- I co? Draco? Przyjrzyj się dobrze - mówi do mnie ojciec. 
- On... Nie jestem pewien... Co jest z jego twarzą? - pytam, bo na prawdę jego twarz jest bardzo zniekształcona.
- Ha! Dobre pytanie! To na pewno sprawka tej dziewuchy! Nauczyła go tego zaklęcia! - krzyczy z przejęciem ciotka Bellatriks.
- Nie jestem pewien... - ciągnę dalej, ale ciotka mi przerywa.
- Ohh, to bez znaczenia! Zaraz i tak się dowiemy, jak zaklęcie przestanie działać! A teraz... Glizdogonie! - Na dźwięk tych słów Pettegrew kłania się. - Zaprowadź tych dwóch do lochu i przyprowadź tę dziewczynę.
Glizdogon kiwa głową i po chwili wraca z nią... Ma potargane włosy, podkrążone oczy i potargane ubranie... Jednak mimo to idzie z podniesioną głową, a kiedy jej wzrok pada na mnie, przez chwilę patrz mi w oczy i odwraca się w inną stronę. 
- Wyjdźcie wszyscy! A my sobie tu pogadamy, jak to dziewczyny! - krzyczy ciotka. Waham się przez chwilę. Sebastian podchodzi do mnie i wyprowadza mnie na korytarz. Matka z ojcem idą na górę. Zostaję ja, Snape, Sebastian i Pearl.
- Snape, ona ją zabije - syczę do niego z wściekłością. 
- Cicho, Draco - karci mnie dziewczyna. 
- A ty właściwie, co tu robisz? Znikasz nagle i jakby nigdy nic przychodzisz tu i co? - mówię poirytowany.
- Draco, spokojnie. Pearl nam pomaga... - uspokaja mnie mój przyjaciel, ale nagle słyszę przeraźliwy krzyk, który zaczyna mi dzwonić jak dzwonek przeciwpożarowy.
- Hermiona... - szepczę i nie zastanawiając się szarpię za drzwi i wpadam do środka, a za mną zdezorientowana reszta. 
Na podłodze leży ona... Widzę jak jej klatka piersiowa szybko podnosi się i opada. Po policzku spływa jej mała łza, a na ramieniu... Szlama? Tak bardzo chcę ją przytulić, zabrać ją stąd...
- Skończyłam - mówi z uśmiechem ciotka, której najwyraźniej torturowanie Gryfonki przyniosło wiele radości. - Zaraz tu będzie... Zaraz Lucjusz go wezwie. Glizdogonie! Przyprowadź tych dwóch!
Nagle w pokoju stają Weasley i Potter. Uzbrojeni w różdżki. Chwytam swoją i cała reszta idzie w moje ślady. 
- Potter! Haha! Harry Potter! Lucjuszu wezwij go, wezwij! - wrzeszczy siostra mojej matki, ale nagle jej różdżka ląduje w ręce Pottera. Ojciec wyciąga rękę. Już. Zaraz tu będzie. Nagle Snape rzuca na Weasley'a Drętwotę, jednak rudzielec odpiera atak i rozpoczyna się walka. Na przeciw mnie staje Potter. Rzucam na niego kilka zaklęć, ale on zręcznie je odpiera. Nagle udaje mu się mnie rozbroić. Tracę różdżkę. Sebastian staję teraz do walki z Potterem, a ja widząc, że wszyscy są zajęci spoglądam na Snape'a, który głową pokazuje na leżącą dziewczynę. Chwytam Pearl za rękę i ciągnę ją na podłogę. Jedną dłonią przytrzymuję Pearl, a drugą chwytam Hermionę. Widzę przerażenie na twarzy Weasley'a. Zamykam oczy i czuję, że moje ciało przeciska się przez niewidzialną rurę. Ciężko opadam na podłogę. Otwieram oczy.
Salon w kamienicy Snape'a. Podnoszę się z podłogi. Pearl już się otrzepuje. Szukam wzrokiem jej. W końcu jest bezpieczna. Jest bezpie... Zamieram.
- Taka niewinna, taka słaba - patrzę z przerażeniem na Hermionę, na Hermionę, którą trzyma... Jak to on? Przed nami stoi ten parszywy idiota. Trzyma ją przy sobie. Głaszcze ją po twarzy. Nie, nie pozwolę! Sięgam do kieszeni po różdżkę... Nie mam jej tam. Niech to szlag! Wyciągam rękę do Pearl, a ona bez wahania podaje mi swoją. 
- Spokojnie Draco. Chyba nie chcesz, żeby Hermionie coś się stało - szepcze do mnie Efrain przykładając różdżkę do jej głowy. - To by była wielka szkoda...
- Zostaw ją, Porcupine! - syczę do niego z wściekłością. Dziewczyna patrzy na mnie ze strachem w oczach. Wydaje się, że tylko Efrain podtrzymuje ją na nogach.
- A może mały handelek? - Ślizgon uśmiecha się do mnie szyderczo. - Albo wiesz co? Może sobie ją zostawię? Zawsze byłem niezdecydowany...
- Zostaw ją, a może nie skręcę ci karku - mówi Sebastian wchodząc do pokoju razem ze Snape'em. 
- Czterech na jednego? To chyba nie równa walka - śmieje się Efrain.- Chyba czas się pożegnać - szepcze i... znika. Razem z nią.
- NIE!!! - wrzeszczę i zaczynam miotać rękami w miejscu, w którym zniknęła. Znów jej nie uchroniłem... Przeze mnie porwał ją jakiś psychopata, po którym nie wiadomo czego się spodziewać. 
Czuję czyjąś rękę na plecach.
- Znajdziemy ją - mówi do mnie Sebastian z udawanym spokojem, choć wiem, że w środku najchętniej porzucałby czymkolwiek o ścianę. 
- Ja na pewno się nie poddam – szepczę, klęcząc na podłodze i tylko walę w nią bezradnie pięściami.
Musimy ją znaleźć. Ja muszę ją znaleźć. To nie ta sama dziewczyna, co kilka miesięcy temu... Ona... Chyba nigdy czegoś takiego nie czułem... Nie chcę tego czuć! To boli! Nie chcę tego! Co się ze mną dzieje?!


******
I jak?
Przepraszam Was, że tak długo odkładałam ten 16 rozdział, ale po prostu zabrakło mi czasu... Ale dzisiaj się zawzięłam i napisałam :D Jest znacznie dłuższy od poprzednich, więc chyba jestem na dobrej drodze :D
Pozdrawiam :***

Obserwatorzy

Stwowarzyszenie DHL

Stwowarzyszenie DHL

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Harry Potter Magical Wand