poniedziałek, 5 maja 2014

18."Masz. Zabij ją"


W jednej chwili rzucam się na podłogę. Upadam na kolana. To bardzo dobry przykład mojego tchórzostwa. Wstydzę się siebie. Jestem żałosny. Czuję jak wilgoć z klepiska pode mną powoli przenika moje spodnie. Przechodzi mnie dreszcz.
- Wstań, Draco. Wy też - słyszę lodowaty głos Czarnego Pana. Rozglądam się i zauważam, że Sebastian i Efrain nie wykazali się większą odwagą niż ja. To trochę podnosi mnie na duchu, ale nadal czuję się jak śmieć. Wstaję i nawet nie próbuję się otrzepać. Teraz jest mi wszystko jedno jak wyglądam. Zapada długotrwała cisza, którą zakłóca tylko odgłos kropel deszczu spadających na nasze schronienie. Nikt nie śmie się odezwać. Nie wiem czy Czarny Pan oczekuje od nas jakiejś reakcji. Może tak, ale znów okazuję się tchórzem i po prostu stoję ze wzrokiem spuszczonym w dół. Nagle czuję jak koścista dłoń wbija się w moje ramię. Czuję, że zaraz zemdleję. Podnoszę wzrok. Lord Voldemort stoi przede mną i uśmiecha się złowieszczo.
- Draco... Co się z tobą dzieje?
- Ja... Nie wiem, Panie... Ja...
- To odpowiedzialność, Panie - słyszę głos Sebastiana. Czarny Pan spogląda na niego ze zdziwieniem. Na chwilę uwolniłem się od tych głębokich, siejących przerażenie oczu.
- Mów dalej, Sebastianie. - Na twarzy Voldemorta widać zaciekawienie.
- Draco czuje się za nią odpowiedzialny, za jej życie i bezpieczeństwo - mówi Nieve ze spokojem. W wyrazie jego twarzy nie można dostrzec niczego, co chociaż przypominałoby lęk czy niepewność. Tego mu zawsze zazdrościłem. Nawet w obecności Czarnego Pana umiał zachować spokój i opanowanie.
- Kazałem ci ją zabić - szczebiocze w moją stronę Lord Voldemort, a ja czuję skręcanie w żołądku.
- Ale Efrain ją porwał - szepczę zaciskając pięści. Próbuję wyrzucić z głowy obraz Hermiony w jego objęciach.
- Na mój rozkaz - rzuca Voldemort jakby to był nieistotny szczegół. Sam kazał mi ją zabić! Porwał ją i kazał mi zabić! Wiedział, że będę jej szukał, ale nie będę potrafił zabić... Ale co on z tego ma? Chyba tylko czystą satysfakcje z mojego cierpienia.
Nagle Czarny Pan odwraca się i wyciąga różdżkę. Słyszę cichy jęk.
- Hermiona? - mówię bezgłośnie i serce mi zamiera. Jest tutaj. Nic jej nie jest? Nie widzę jej. Siedzi tam? W tym kącie? Powstrzymuję się, żeby do niej nie podbiec. Chcę ją stąd zabrać. Żeby już nikt jej nie skrzywdził. Ani Efrain, ani Czarny Pan.
Voldemort podnosi różdżkę i zaklęciem rzuca dziewczyną, która upada pod moje nogi. Kucam i wyciągam do niej ręce, ale ona odpycha mnie i upadam na plecy. Patrzę na nią i w dostrzegam w jej brązowych oczach odrazę. Jeszcze raz próbuję się do niej zbliżyć, ale wtedy dostaję pięścią w twarz. Czuję ciepłą ciecz sączącą się z nosa. Efrain parska śmiechem. W środku czuję... Nie, ja już nic nie czuję. Nie chcę już nic czuć, a na pewno nie do niej. Ona mnie nienawidzi, bo przeze mnie tu trafiła. Ale próbowałem ją ratować. Poświęciłem się dla niej. Chciałem, żeby była bezpieczna. Ale jednak coś do niej czuję. Nie chcę tego czuć!
Wstaję i robię krok do tyłu. Najlepiej będzie o niej zapomnieć. Niech on ją zabije.
- Ty ją zabij - syczy Voldemort. Wyciągam różdżkę i celuję w Granger. Ponownie patrzę w jej oczy. Strach, wrogość i coś, czego nie potrafię odszyfrować. Ręka mi drży. Na czole czuję małe kropelki potu. Cofam rękę. Nie zrobię tego. Nie ważne co ona o mnie myśli, nie mogę pozbyć się tego, co we mnie tkwi. Tego co czuję.
- Jesteś taki przewidywalny, Draco - słyszę syczący głos Czarnego Pana. - Zabierz ją. Jeszcze się dowiesz, co masz z nią zrobić.

*****

Tak, wróciłam :D Po baaardzo długim czasie znów zaczęłam pisać. Dlaczego przestałam? Szczerze to sama nie wiem... Może to przez brak weny, a może przez to, że w moim życiu ostatnio  sporo się działo xD No, ale nie ważne ;p Rozdział trochę krótki, no ale następny postaram się napisać dłuższy ;**

Obserwatorzy

Stwowarzyszenie DHL

Stwowarzyszenie DHL

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Harry Potter Magical Wand